Przejdź do głównej zawartości

"I kto tu rządzi" – rodzinne przepychanki










"I kto tu rządzi" – rodzinne przepychanki


No w tej rodzinie to rządzi trzylatek! – pomyślała Kasia obserwując w kolejce jak mama malucha prosi: „Stasiu, zgódź się, żebym ci kupiła żelki zamiast chipsów, żelki są zdrowsze, naprawdę”, a Staś uparcie tupał nóżką i kręcił z dezaprobatą głową, co kolejkę przestało bawić już jakiś czas temu i napięcie stawało się coraz bardziej wyczuwalne – także dla mamy Stasia. Mama położyła na ladzie równowartość paczki chipsów, podała ją małemu i wyszła ze sklepu ciągnąc go za rękę i nie oglądając się na nikogo.
Kasia poczuła się taka kompetentna jako diagnosta relacji rodzinnych. Zawsze wiem, kto rządzi w jakiej rodzinie, nie muszę się długo przyglądać – opowiadała przyjaciółce przez telefon jadąc autobusem do domu. U mojej koleżanki to jest babcia. Ciągle ma humory i udaje bardziej chorą niż jest, żeby wszyscy skakali wokół niej i robili to, czego ona chce. Ostatnio nie pojechali na wesele, bo babcia pozorowała atak serca i całe szczęście, że w końcu nie trzeba było płacić za bezpodstawne wezwanie pogotowia, bo i na to się zanosiło. Myślisz, że ja rządzę Piotrkiem? No coś ty, on po prostu już taki jest, że lubi mi dogadzać. Tak sam mówi, że jak ja jestem wesoła, to i jemu jest weselej.
 
Skąd ona to wie?
Kasia zręcznie omija temat swojego domu rodzinnego, gdzie zdecydowanie rządził ojciec – szczególnie, jak wynalazł jakieś odstępstwo od norm, reguł i zasad przewidzianych regulaminem domowym. Odstępstwem było np. położenie szczotki do włosów na niewłaściwą półkę w łazience (takiego wybryku, żeby szczotka znalazła się np. w pokoju na biurku mikrokosmos rodzinny w ogóle nie przewidywał). Przyłapawszy deliktwenta na przestępstwie ojciec wygłaszał suchym głosem krótkie przemówienie na temat „tyle razy mówiłem, żeby pilnować porządku, ale to jest jak rzucanie grochem o ścianę ” i ogłaszał decyzję o zakazie pójścia na urodziny koleżanki. Mama nie wtrącała się, żeby nie zaogniać sytuacji. Nie było co liczyć na zmianę wyroku, więc Kasia nauczyła się nie pokazywać po sobie, jak ją to boli, żeby nie dawać ojcu satysfakcji. Jakoś sobie poradziła, tym bardziej, ze praca ojca wiązała się z dłuższymi pobytami poza domem, a kiedy ojca nie było – w domu rządziła ona, bo mamę zawsze dało się przekonać do swoich pomysłów. To wszystko razem spowodowało, że Kasia stała się wyczulona na kwestię „i kto tu rządzi” – łatwo wychwytuje dotyczące jej schematy zachowań.

Kto trzyma władzę w rodzinie?
Jeżeli zaczynamy widzieć układy w rodzinie w kategoriach sprawowania władzy, to znaczy że w takim momencie nie udaje się jej funkcjonować na zasadzie wspólnoty interesów i brakuje w niej woli działania dla wzajemnego dobra. Władza oznacza możliwość ukierunkowywania zachowań innych ludzi niezależnie od tego, czy jest to zgodne z ich potrzebami. Mówiąc prościej władza polega na zmuszaniu (przemoc) lub skłanianiu (manipulacja) innych do postępowania w określony sposób bez liczenia się z tym, czy i w jakim zakresie służy to jednocześnie elementom i całości systemu, a więc każdemu z członków oraz rodzinie jako całości. Tam, gdzie relacje budowane są na zasadach wzajemności i współzależności, zbędne są stosunki władcze. Można to porównać do funkcjonowania organizmu i jego poszczególnych organów – kiedy każdy z nich funkcjonuje dobrze – całość jest zdrowa. Co by jednak się działo gdyby np. serce obraziło się na mózg i postanowiło nie pompować do niego krwi? Zagłada dotknęłaby obie strony, a także pozostałe elementy systemu. Rodzina jest takim systemem, który funkcjonuje dobrze wtedy, gdy wszyscy nawzajem liczą się ze sobą oraz poszukują sposobów zachowań, które są dobre dla nich samych i jednocześnie nie szkodzą innym.

Jak to wygląda z boku?
Nie jest trudno dostrzec na podstawie sposobu komunikowania się domowników kto „rządzi” w danej rodzinie. Rządy tzw. twardej ręki łatwo rozpozna nawet przedszkolak (zresztą właśnie dzieci najszybciej i najtrafniej wyłapują wszelkie nieuczciwości, niestosowanie się do propagowanych zasad czy manipulacyjne skłanianie innych do zrobienia tego, czego ja chcę). Dzieci – zanim nasiąkną nawykami komunikacyjnymi otoczenia – zazwyczaj widzą sprawy przejrzyście i zauważają szybko, kiedy to, co robimy przestaje być spójne z tym, co mówimy. Jeśli więc jeden z domowników zastosuje metodę „jak Kali komuś ukraść krowę to jest dobry uczynek, a jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek”, to bardzo często właśnie dzieci wychwycą to najszybciej. Pewnie nie przypadkiem ustalono kiedyś zasadę „dzieci i ryby głosu nie mają”, bo tak, jak cenzura chroni władzę państwową przed krytyką i domaganiem się zmian przez podległych jej obywateli, tak władza dorosłych w rodzinie chroniona jest przez odebranie prawa głosu jej najsłabszym członkom, czyli dzieciom.
 
Jak się rodzą schematy
Wszelkie procesy mają to do siebie, że jeśli przyjmują skrajną postać, to w reakcji na nie budzi się przeciwstawna postawa skrajna. Dlatego:
  1.  Dzieci pozbawione prawa głosu w dzieciństwie i pamiętające to jako bolesne doświadczenie, bardzo często zostając rodzicami popadają w drugą skrajność: dają swoim dzieciom zbyt dużo przestrzeni do decydowania i tak rodzą się postawy jak ta w scenie z kupowaniem chipsów. Prowadzi to do rozczarowania wynikającego z faktu, że choć oni tak bardzo liczą się z dziećmi, to te nie liczą się z nimi wcale. Ból rozczarowania wiąże się z brakiem świadomości tego, że postawa zbyt uległa często wpływa na wzbudzanie w innych postawy dominującej. Tak więc te wszystkie uparte i niewdzięczne dzieci to często wystraszeni mali kierowcy, którym rodzice powierzyli kierowanie rozpędzonym samochodem ulegle wycofując się na tylne siedzenie. Nauka, jaką dzieci wynoszą z takiego wychowania, to pogląd, że inni mają dostosowywać się do ich zachcianek, bez względu na to, jak bardzo to grozi katastrofą, jak bardzo będzie niekomfortowe dla innych, a w konsekwencji (przywołując metaforę organizmu) – dla obu stron.
  2. Z kolei ci dorośli, którzy wymazali z pamięci bolesne dla nich doświadczenia związane z uleganiem władzy rodziców, bardzo często stosuję te same sposoby zachowania w stosunku do swoich dzieci powielając utrwalone w dzieciństwie schematy, bo innych nie znają. Stosują wtedy – zazwyczaj nieświadomie – znaną skądinąd z wojska zasadę fali przemocy: młodzi mają przecierpieć swoje, a w przyszłości „odegrają się” na kolejnym pokoleniu. Krytykowani za taką postawę mają zazwyczaj niezmienne (bez względu na środowisko, z którego pochodzą, płeć, wykształcenie czy status materialny) wytłumaczenie: skora ja przeżyłem/ przeżyłam i nie jestem jakimś wyrzutkiem społecznym, to moim dzieciom też nie zaszkodzi. Z pewnością taki rodzaj wychowania nie skutkuje zazwyczaj pozbawieniem życia, ale istnieje olbrzymia przepaść pomiędzy przeżyciem a życiem pełnią życia – tak, by być szczęśliwym i dawać szczęście innym.
Zrobisz jak chcę, bo inaczej….
Odpowiedź na pytanie o to, czy zarządzanie w rodzinie opiera się na władzy czy na współpracy możemy uzyskać obserwując czy więcej jest zachowań rywalizacyjnych czy współpracujących pomiędzy członkami rodziny. Rywalizacja ma to do siebie, że w jej wyniku wyłania się jeden zwycięzca, który może narzucać swoje pomysły na temat tego co i w jaki sposób ma się wydarzać. Czyli „będzie tak, jak ja chcę, bo inaczej…”. 

Rywalizować można otwartą wrogością, czyli stosować jawne żądania poparte wizją kary, jaka nastąpi w wyniku niesubordynacji (jeśli nie wrócisz do dziesiątej, zapomnij o kieszonkowym; zmyj naczynia, bo inaczej nie mam zamiaru robić obiadu; jeśli pojedziesz sam w góry, to nie licz, że ja cię zabiorę na żagle do moich znajomych), ale można też rywalizować używając manipulacji – czyli o karze za nieposłuszeństwo mówić w sposób zawoalowany bądź wzbudzać w rozmówcy nieprzyjemne emocje (jeżeli nie wrócisz do dziesiątej, to będę się martwiła, a wiesz, że mam słabe serce; jeżeli nie pomożesz mi z tymi naczyniami, to jak ja mam potem wieczorem być w dobrej formie?; skoro chcesz jechać sam w góry, to trudno, wiem, że na tobie nie robi wrażenia jak ja się czuję zostając sama w domu).

Jeżeli któryś ze wspomnianych sposobów okaże się na tyle skuteczny, że rozmówca zrobi to czego chce osoba rywalizująca, to znaczy, że władza działa.

Zazwyczaj w rodzinie (szczególnie w dzisiejszych czasach) rzadko zdarza się, że jedna osoba ma władzę zawsze i nieodwołalnie. Najczęściej rozgrywane bywają mecze z użyciem gróźb i manipulacji na przemian. Czasami bywają to tak subtelne zagrania, że trudno je rozpoznać. Najlepszym sposobem sprawdzenia, czy mamy do czynienia z sytuacją „zrobisz, jak chcę..” jest sprawdzenie, czy „dyktator” jest otwarty na inne rozwiązanie, które będzie uwzględniało jego potrzeby, ale także potrzeby innych zainteresowanych osób (a możemy się umówić, że wrócę o 11, ale o 10 zadzwonię i pogadamy, żebyś była spokojna, że nic złego się ze mną nie dzieje?; czy możemy jakoś inaczej rozwiązać sprawę z naczyniami? Teraz mam pilne zajęcie, ale za godzinę chętnie ugotuję kolację, jeżeli ty zmyjesz naczynia; Skoro ja chcę mieć trochę samotności w górach, to może ty ściągnij na ten czas do siebie Jolę i tym sposobem nie będzie okazji, żebyśmy my sobie nawzajem skoczyli do oczu, a wy się „nabędziecie się” ze sobą.)

Test na dyktatora:
  • Jeżeli ktoś, kogo postrzegamy jako dyktatora, przystanie (być może po mediacjach i negocjacjach) na inne niż jego własne rozwiązanie, to znaczy, że jest skłonny współpracować, tylko czasami nie ma pomysłu jak to zrobić. 
  • Jeżeli natomiast każda inna propozycja niż jego spotyka się ze zdecydowaną odmową, to znak, że powinniśmy być czujni, bo właśnie ktoś próbuje przejąć władzę w rodzinie (albo zrobił to już wcześniej, ale zupełnie tego nie zauważyliśmy)


Ewa Mażul



tekst ukazał się w miesięczniku SENS V 2014
Photo by Brittany Simuangco on Unsplash


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak wychowujesz swoje dziecko: dyrektywnie czy wspierająco?

Czy zastanawialiście się kiedyś co stoi za pytaniem: Jak ja cię wychowałam? Jak ja cię wychowałem? 1. Część rodziców wychowuje dzieci po to, by było im z dziećmi wygodnie: np. żeby nie sprawiały problemów, były grzeczne, nie brudziły się, pomagały babci, żeby ich zachowanie przykładało się do pozytywnego wizerunku rodziny.   W takim przypadku mamy do czynienia z   dyrektywnym stylem wychowania. 2. Część rodziców wychowuje dzieci po to, by dobrze radziły sobie w życiu i stawały się   dojrzałymi ludźmi. W takim przypadku mamy do czynienia ze stylem wychowania określanym jako wspieranie w rozwoju. Jak rozpoznać wychowanie dyrektywne: Jak rozpoznać wychowanie jako wspieranie w rozwoju: Nacisk na edukację prowadzoną przez dorosłych, niedocenianie autoedukacji – ograniczanie aktywności własnej dziecka. Wpływanie na zmianę zachowań poprzez system kar i nagród. Wchodzenie w relacje współpracy i partnerstwa, zachęcanie do samorozwoju,

Role w relacjach rodzinnych - trójkąt dramatyczny

Chociaż z pozoru może się wydawać, że ludzie bardzo różnią się od siebie, to w rzeczywistości odgrywają na zmianę tylko trzy role. Jak działa trójkąt dramatyczny? Katarzyna odłożyła słuchawkę, wznosząc oczy do nieba. – Tyle razy ci mówiłem, żebyś darowała sobie te codzienne konferencje, bo się wykończysz, a i tak nic z tego nie wyniknie – powiedział Piotr, próbując zachować spokojny ton głosu. – Przecież to moja matka, nie mogę się nią nie interesować. Oprócz mnie nie ma nikogo – Kasia starała się wytłumaczyć samej sobie, że jej postępowanie ma sens. Jej mama mieszkała w pobliskim mieście, sama w dużej willi. Do ich domu, położonego na wsi, z dala od zgiełku miasta, zaglądała bardzo niechętnie (przeważnie w święta) i nigdy nie zgadzała się przenocować. To powodowało, że albo Kasia, albo Piotr musieli przyjąć rolę kierowcy, czekającego na hasło do jazdy i niemogącego sobie pozwolić na wypicie kieliszka wina, bo nie było jasności, kiedy hasło zostanie rzucone. Kasia jako je

Akcja przeciwpożarowa - poznaj "niewinne" objawy wypalenia

      Jola mówiła o tym, jak bardzo niszcząca jest jej praca – mobbing w tej korporacji jest zjawiskiem powszechnym, fatalne układy interpersonalne i nieustanne napięcie towarzyszą jej na co dzień. Postanowiła wziąć udział w warsztatach komunikacji, żeby się przygotować do kilku trudnych rozmów, które chciała przeprowadzić, ale nie wiedziała jak. Weronika z kolei chciała wiedzieć, jak rozmawiać z dziećmi, żeby traktowane bezprzemocowo i po partnersku w domu były w stanie w przyszłości stawić czoła trudnym sytuacjom w przedszkolu i szkole i nie stać się ofiarami agresorów. Co do pracy – to Weronika miała to szczęście, że korporacja, w której ona pracowała zapewniała dobrą płacę, sensowne warunki rozwoju, zgrany zespół i możliwość bycia kreatywnym w tym, co się robi. To szczęście, że nie wszystkie korporacje są takie straszne, jak twoja – powiedziała do Joli. Jakież było ich zdumienie, kiedy rozmawiając w czasie przerwy obie panie odkryły, że pracują w tej samej firmie – a nawet w

Trójkąt dramatyczny - jak go opuścić z godnością?

Pisząc o komunikatach blokujących porozumienie obiecałam, że napiszę o trzech stanach, w które popadamy, kiedy tracimy równowagę wewnętrzną i zdolność empatycznej komunikacji ze sobą i innymi.  Kiedy sytuacja jest pełna napięcia, nie czujemy się w niej bezpieczni i w pełni akceptowani, zazwyczaj przestajemy być w pełni autentyczni i zaczynamy odgrywać pewne utrwalone kulturowo role: wybawcy, ofiary lub  agresora opisane przez Stephena Karpmana jako "trójkąt dramatyczny". Co to ma wspólnego z komunikowaniem się w duchu NVC?  W trudnych emocjonalnie sytuacjach przestajemy rozmawiać wprost, a jest to niezbędny warunek komunikacji empatycznej.  Komunikacja empatyczna "z serca do serca" to  j e d n o c z e s n e 1.      szczere wyrażanie siebie  - jak to jest dla mnie być w tej sytuacji: co obserwuję, co czuję, czego potrzebuję w tym momencie i jaka zmiana w tej sytuacji pozwoliłaby mi poczuć się bardziej komfortowo? 2.      słuchanie rozmówcy z empati

Nie daj się w pracy wyprowadzić z równowagi

Dziś wydanie weekendowe - w kolorze :-)  Ewa Mażul

Trudne rozmowy z dziećmi - zamiast się złościć, mów jak żyrafa

Dlaczego nasze rozmowy z dziećmi tak często przypominają samopowielający się scenariusz, w którym próby nakłonienia ich do czegokolwiek kończą się, w najlepszym przypadku, naszym monologiem? Dlaczego nie udaje się nam porozumieć? Jedną z przyczyn jest język, jakim rodzice rozmawiają z dziećmi. Okazuje się, że niezwykle często wyrażamy komunikaty blokujące możliwość porozumiewania się. Stosujemy przemoc wobec naszych dzieci – przemoc słowną! Przyjrzyjmy się wypowiedzi skierowanej do syna: Gdybyś tylko był mniej leniwy, mógłbyś osiągać całkiem dobre wyniki. Popatrz, jak Konrad godzi naukę z trenowaniem pływania i jeszcze ma czas spotykać się z dziewczyną. Twoje problemy ze szkołą są powodem mojej nerwicy. Chciałabym umieć się z tobą dogadać bez stosowania kar, ale twoja wychowawczyni uważa, że ostatnie wyczyny na lekcjach nie mogą być puszczone płazem, wobec tego zawieszam ci na miesiąc kieszonkowe. Proszę cię, żebyś naprawił swoją sytuację w szkole, bo w przeciwnym razie,

Popychacze, czyli co blokuje porozumienie

Warto przyjrzeć się prawdzie mówiącej o tym, że pewne komunikaty skłaniają nas do mówienia  w sposób nieprzyjemny i szkodliwy dla nas samych i dla innych ludzi Dlaczego tak się dzieje? Otóż używając niektórych sformułowań przestajemy rozmawiać wprost, a zaczynamy manipulować odgrywając rolę ofiary, stosujemy przemoc wchodząc w rolę agresora albo zaczynamy urabiać innych na swoje kopyto udając wybawcę (przecież robimy to dla ich dobra, nieważnego że tak naprawdę sami chcemy na ich "przemianie" skorzystać). Ofiara, agresor i wy-bawca - to trzy role tak zwanego trójkąta dramatycznego, o którym wkrótce napiszę więcej. Bardzo istotne, by nauczyć się dostrzegać te sytuacje i unikać ich świadomie. To pierwszy etap zmiany nawyków komunikacyjnych i pierwszy krok do zmiany.  W tabelce znajdziesz przykłady komunikatów blokujących porozumienie. Czasami nazywa się je popychaczami, bo kiedy ich używasz, albo ktoś używa ich w stosunku do ciebie, to intencją mówiącego je

Komunikaty blokujące i projekcja Cienia cz. 2

Informacją o tym, że dokonujemy projekcji jest złość i poirytowanie w kontakcie z osobą, na którą coś projektujemy, a nawet –   pojawiająca się złość i irytacja na samą myśl o tej osobie. W naszych wypowiedziach albo myślach o tej osobie pojawią się komunikaty blokujące: osądy (jest złośliwy), porównania (jest najgorszy ze wszystkich lekarzy) wypieranie się odpowiedzialności (to przez niego nie zdałam egzaminu),   żądania (powinna to zrobić). W czasie dorastania dostosowujemy się do wymogów środowiska, w którym przebywamy. Pewne nasze zachowania są przez otoczenie oceniane jako dobre, a inne jako niedobre, czy wręcz zdecydowanie złe. Dostosowując się do wymogów otoczenia „kupujemy” te poglądy i z biegiem czasu uznajemy za własne. Nie można tutaj przykładać żadnych uniwersalnych miar dobra/zła, dobrego/złego zachowania, itd. To, co w jednym indywidualnym doświadczeniu zostanie uznane (przez rodziców, społeczeństwo, czy innego rodzaju „strażnika moralności”) za dobre,

Empatia w pracy - pomaga czy szkodzi?

Wiele osób obawia się, że bycie empatycznym, czyli zbyt "miękkim" w pracy powoduje, że będą postrzegane jako mniej kompetentne. Takie podejście wynika z podstawowego nieporozumienia na temat empatii: myślenia, że ktoś, kto jest empatyczny jest jednocześnie słabszy i mniej odporny na wyzwania, jakie niesie życie. Jednak empatia nie ma nic wspólnego z uległością. Empatia opiera się na uważności, szczerości i przejrzystości. Jest umiejętnością jednoczesnego ogarnięcia uwagą i zrozumieniem i siebie i swego rozmówcy, co pozwala na bycie świadomym jednocześnie potrzeb rozmówcy i własnych. Ta umiejętność to wyższa szkoła relacji międzyludzkich i żaden "mięczak" nie jest w stanie osiągnąć takiej jakości w relacjach. Sentymentalizm, litowanie się nad sobą i innymi, postrzeganie siebie lub innych jako biednych ofiar sytuacji - to wszystko są przejawy zbytniej uległośc i. Empatii zdecydowanie bliżej do asertywności , a właściwie można by powiedzieć, że stanowi jej wyż